19.01.2014

Rozdział V

No i mam to, o czym marzyłam! Mam nadzieję, że nadal Was nie zawodzę i piszę o tym, o czym chcecie czytać. Ściskam!
PS: W tym rozdziale mogą pojawić się większe niezgodności z kanonem.

W Hogwarcie

Dopiero w pociągu do Hogwartu, Laurze udzieliła się panika. Zaczęła nawet okropnie żałować, że nie została przydzielona do Gryffindoru. Tam przynajmniej miałaby już jakiś start, szczególnie że przez wakacje siłą rzeczy nawiązała jakiś kontakt z Hermioną, Ginny czy Harrym. A tak? W Slytherinie czekali na nią nowi ludzie, a z relacji Freda i George'a wynikało, że nie należeli oni do najsympatyczniejszych.
Laura starała się nie szufladkować ludzi, ale zdawała sobie sprawę, że robi to całkowicie bezwiednie.
Pociąg mknął przez pola i lasy, oświetlone promieniami wrześniowego słońca. Laura była sama w przedziale. Oddaliła się od Weasleyów już na peronie, kiedy poczuła dziwny uścisk w sercu. Myślała, że będzie twarda, ale kiedy widziała jak rodzice mocno przytulają swoje dzieci, całując je na pożegnanie i dając ostatnie rady dotyczące ich zachowania, poczuła w gardle niewygodną gule.
I wtedy uświadomiła sobie, że ona tak naprawdę jest sierotą, mającą tylko starszego brata, który nie do końca przejmował się jej życiem.
Od czasu, jak zabrał ją do Dumbledore'a nie pojawił się w Norze ani razu. Pod koniec wakacji wysłał jej tylko list z krótkimi wskazówkami dotyczącymi szkoły i pieniędzmi, za które miała kupić potrzebne książki, szaty i inne bibeloty, których jej brakowało.
Laura czuła, że narastająca frustracja nie jest dobrym doradcą. Próbowała się zdrzemnąć, ale nic z tego nie wyszło. Równy rytm pociągu denerwował ją jeszcze bardziej. Serce zaczęło jej przyspieszać, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Przeklęła pod nosem.
Może i w poprzedniej szkole nie miała wielkich przyjaciół, ale zawsze znalazł się ktoś, z kim mogła porozmawiać. A teraz była w kropce.
Wstała z miejsca i otworzyła okno. Poczuła, jak do przedziału wpadł ostry wiatr, zagłuszający jej myśli. W pierwszej chwili miała ochotę tak stać, aż nie urwie jej głowy.
I może właśnie przez ten ogromny hałas, Laura nie usłyszała, że ktoś wszedł do jej przedziału i klepnął ją w ramie. Dziewczyna podskoczyła jak poparzona, odwracając się tak gwałtownie, że omal się nie przewróciła.
Stała przed nią niska dziewczyna, której jasne włosy sięgały niemal pasa. Była blada i miała dość charakterystyczną twarz. Wysoko osadzone kości policzkowe i duże, niemal wyłupiaste, niebieskie oczy, które śledziły każdy ruch Laury. Do tego malutki, wąziutki nos i spiczasty podbródek.
Dziewczyna nie miała na sobie szaty i godła swojego domu, zamiast tego ubrana była w grube, zielone rajstopy w grochy i szarą suknię zakończoną śmieszną falbaną. Jej biżuteria również budziła kontrowersje. Naszyjnik z kapsli brzęczał przy każdym jej ruchu, natomiast w uszach miała kolczyki w kształcie rzodkiewek.
Cześć – przywitała się, a Laura miała wrażenie, że jej głos dochodził z oddali. – Masz ochotę poczytać Żonglera?
W tym momencie dziewczyna wyciągnęła z torby gazetę z kolorową, mało zachęcającą okładką. Przez ułamek sekundy panna Prince zaczęła się zastanawiać, czy handel obwoźny na pewno jest dozwolony w pociągu i czy nie ma na to żadnego paragrafu.
Nie, dziękuję – stwierdziła, siląc się na naturalny ton.
Szkoda. Tatuś napisał bardzo ciekawy artykuł na temat eliksiru gapikowego.
Czego? – zapytała Laura i bardzo szybko tego pożałowała. – Nie ma takiego eliksiru.
Oczywiście, że jest! – dziewczyna jednak nie poczuła się urażona. – Mogę ci o nim opowie...
Nie – przerwała jej panna Prince. – Jestem wzrokowcem. Lepiej jak sobie poczytam. Ile chcesz za tę gazetę?
Twarz dziewczyny się rozpromieniła. Dokonały szybkiego utargu i podziękowały sobie wzajemnie. Kiedy drzwi od przedziału się zamknęły, Laura zaczęła żałować, że znów została całkiem sama. Otworzyła Żonglera, ale po pierwszej stronie tych bzdur szybko dała sobie spokój.
* * *
Pociąg zatrzymał się na peronie, kiedy było już zupełnie ciemno. Laura wyszła z niego popychana przez rozentuzjazmowany tłum uczniów. Według instrukcji Severusa, powinna dojechać do szkoły razem z innymi w powozie, tylko że od razu pojawiły się pierwsze problemy.
Na peronie stał mężczyzna. Ogromny na ponad dwa metry z długimi, skołtunionymi włosami i równie długą brodą. W dodatku ubrany był w długi płaszcz wykończony zwierzęcym futrem, który według Laury mógł pomieścić w kieszeniach więcej niż było potrzebne.
Facet trzymał w ręce dość dużą latarnię i nawoływał pierwszoroczniaków. Wystawał ponad uczniami i mógł bez problemu ich wszystkich rozpoznać. Co chwilę witał się z kimś po imieniu. Aż w pewnym momencie jego wzrok padł na Laurę i dziewczyna poczuła, że uginają się pod nią kolana.
Aha! – krzyknął. – Ciebie też jeszcze nie widziałem.
I nagle wszyscy się zatrzymali, a panna Prince miała wrażenie, że setki par oczu spojrzały w jej kierunku. Jakiś niski chłopiec, stojący obok pisnął głośno i odskoczył w bok, jakby myślał, że Laura próbowała się przemycić do Hogwartu i powinien się jej bać. W jednej chwili powstało zamieszanie.
Spokojnie – zagrzmiał głos olbrzyma. – A ty, podejdź tu do mnie.
I Laura nie miała innego wyboru, jak przepchnąć się przez tłum szepczących uczniów i stanąć obok przerażającego faceta. Kiedy zadarła wysoko głowę uświadomiła sobie, że to, co na początku wydawało jej się grymasem było najzwyklejszym, szczerym uśmiechem.
Cholibka, dlaczego jesteś taka przerażona? – zapytał, a Laura uświadomiła siebie, że musiała mieć naprawdę głupią minę. – Przekonasz się, że Hogwart jest świetnym miejscem. Pirszoroczni, mówiłem, że macie stanąć koło mnie!
Tak, ale... – zaczęła, starając się dobrać odpowiednio słowa. – Czy ja mogę już iść? Mam swój przydział – dodała, wskazując godło na piersi.
Tak, tak... rozmawiałem z panem psorem, który chciał, abym pokazał ci Hogwart tak samo, jak pirwszorocznym.
Z Severusem? – dopytywała się, siląc na normalny ton.
Tak – przytaknął olbrzym. – A teraz chodźmy, od przystani dzieli nas ładny kawałek drogi.
Przystani? – dało się usłyszeć niepewne pomruki młodszych czarodziei.
Olbrzym poprowadził ich wąską ścieżką, otoczoną niewysokimi krzakami, która skończyła się na krawędzi ogromnego jeziora. Laurze udało się dostrzec w ciemności zarys kilkunastu, niewielkich, drewnianych łódek.
Wsiadajcie szybko! – krzyknął mężczyzna. – Tylko nie więcej niż czterech do jednej łodzi. – Ty – tu wskazał na Laurę – chodź ze mną.
Dziewczyna sama nie wiedziała, czy powinna się cieszyć z takiego obrotu spraw. Niezbyt uśmiechała jej się podróż z jedenastolatkami, nawet jeśli miała wrażenie, że jest bardziej zdenerwowana od nich. Jednak problem polegał na tym, że już wyróżniała się z tłumu, a kiedy zajęła łódką razem z rosłym mężczyzną, nikt nie miał wątpliwości, że coś jest nie tak.
Łodzie sunęły po spokojnej tafli jeziora. Były zaczarowane, nikt nie musiał wiosłować. Dziewczyna czuła, że woda ją uspakaja. Laura nachyliła się i zamoczyła dłoń. Woda była chłodna, a przy tym przyjaźnie orzeźwiająca.
Uważaj – ostrzegł ją olbrzym. – W zeszłym roku jeden chłopak wypadł. Nieźle się wystraszył, kiedy dowiedział się, że żyje tu wielka kałamarnica.
Nie wypadnę – uspokoiła go dziewczyna.
Pierwszoroczni zachwycali się Hogwartem, który rysował się na tle granatowego nieba. W pojedynczych okienkach paliło się światło, kontrastujące z panującą ciemnością.
To sekret? – powtórzyła. – Nie, chyba nie. Nie będę tego rozgłaszać, ale jak ktoś mnie zapyta, to powiem prawdę.
Mężczyzna podrapał się po brodzie.
Uważa pan, że to zły pomysł? – spytała, kiedy łodzie zaczęły przybijać do brzegu.
Jaki tam pan... Dla wszystkich tutaj jestem po prostu Hagrid.
Laura uśmiechnęła się szczerze, a potem zagapiła na jednego z pierwszorocznych, który wychodząc z łódki, poślizgnął się na błocie i upadł z głośnym plasknięciem.
Ty tam, w porząsiu? – zapytał Hagrid, próbując przygłuszyć śmiech pozostałych.
W takim razie, uważasz Hagridzie, że to zły pomysł? – zapytała raz jeszcze Laura. – Owszem, on też uważa, że nie powinnam, ale ja nie zamierzam kłamać jak ktoś zapyta mnie wprost. Poza tym Harry, Hermiona, Ginny i Ron znają prawdę.
Moim zdaniem u nich ta tajemnica jest bezpieczna.
Możliwe, ale rozmawiałam z profesorem Dumbledore'em i on również nie powiedział mi, że jest to jakiś wielki sekret. Według mnie, nikogo to nie obchodzi.
Grupa, z Hagridem na czele, wspięła się po wąskich, kamiennych stopniach. Po chwili znaleźli się na rozległych błoniach, które Laura miała już okazję zobaczyć.
Pewnie jesteś niezła w eliksirach – stwierdził olbrzym, nie wracając do poprzedniego tematu.
Dziewczyna westchnęła głośno.
Ile jeszcze osób mnie o to zapyta? – jęknęła. – Lubię eliksiry, ale nie do przesady.
I pewnie żałujesz, że twój brat nie będzie ich uczyć.
Słucham?
Dziewczyna przystanęła, a jakaś niska blondynka weszła w jej plecy. Laura nie zamierzała zareagować, kiedy tamta tarła czoło, którym zderzyła się z kręgosłupem dziewczyny.
O cholibka, nie wiedziałaś o tym? – odpowiedział pytaniem na pytanie Hagrid. – Twój brat będzie w tym roku uczyć obrony przed czarną magią, natomiast nowym nauczycielem będzie profesor Slughorn, który zgodził się wrócić z zasłużonej emerytury.
Laura przymknęła powieki. Nawet jeśli czuła jakikolwiek, maleńki entuzjazm, teraz wszystko z niej uciekło. Wydawało jej się, że ma jakieś znaczenie dla Severusa, niestety... właśnie przekonała się, że miał ją w głębokim poważaniu i prawdopodobnie przez ostatnie dziewięć lat kompletnie zapomniał o jej istnieniu.
Hej – sprowadził ją na ziemię głos Hagrida. – Nie martw się. Wpadnij do mojej chatki przy Zakazanym Lesie jeszcze w tym tygodniu, napijemy się herbaty.
Panna Prince przytaknęła, choć w jej geście wyraźnie brakowało entuzjazmu.
Wrota prowadzące do Hogwartu otworzyły się przed nimi, ale na Laurze nie zrobiły najmniejszego wrażenia. Słyszała podniecone szepty pierwszoroczniaków. Widziała ich otwarte szeroko buzie i oczy, które chciały dostrzec jak najwięcej szczegółów związanych z zamkiem.
W pewnym momencie wszyscy się zatrzymali. Laura dopiero po chwili dostrzegła starszą kobietę w seledynowej tiarze. Kilka pasem siwych włosów wystawało spod jej tiary. Spoglądała na uczniów srogim wzrokiem. Łatwo można było się zorientować, że na zajęciach nie będzie z nią łatwo.
Przyprowadziłem pirwszorocznych – oświadczył Hagrid.
Dziękuję, możesz już iść do Wielkiej Sali – odezwała się kobieta, po czym spojrzała na Laurę. – Ty również.
Dziewczyna kiwnęła tylko głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć.
Olbrzym poprowadził ją do kolejnych drzwi, za którymi mieściła się ogromna komnata. W środku stały cztery, długie stoły przy których siedzieli uczniowie różnych domów. Laura zauważyła, że wszyscy z entuzjazmem opowiadają o minionych wakacjach. Wnętrze oświetlało tysiące lewitujących, zapalonych świec. Dziewczyna podniosła głowę, aby lepiej przyjrzeć się sufitowi. Na początku myślała, że widnieje na nim zwyczajne malowidło, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jest on zaczarowany i ukazuje niebo, które aktualnie widnieje nad szkołą.
Hagrid pokazał Laurze, który stół należy do Ślizgonów, a potem oddalił się do tego, przeznaczonego dla nauczycieli.
Dziewczyna próbowała powstrzymać drżenie nóg. Pomyślała, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie, a potem dostrzegła kto stoi obok starszych uczniów.
Severus Snape dostrzegł ją zanim zdążyła rozważyć plan ucieczki. Miał na sobie czarną szatę, spod której wystawał fragment białego kołnierzyka. Dziewczyna była pewna, że od ich ostatniego spotkania ubyło mu kolejnych kilogramów.
O wilku mowa – rzekł, siląc się na swój ulubiony, oschły ton głosu. – To jest właśnie panna Laura Prince. Zostawiam was teraz i macie się zachowywać w trakcie wystąpienia Dyrektora, nie chcę słyszeć żadnych komentarzy dobiegających z tego stołu, jasne? – dodał.
Laura zauważyła, że jego podopieczni faktycznie czują respekt i darzą go szacunkiem. Przypomniała sobie słowa Ginny: Snape faworyzuje Ślizgonów. Panna Prince nie była pewna, czy to prawda, ale wierzyła, że niedługo się o tym przekona.
Panie profesorze? – powiedziała, kiedy mężczyzna niemal się odwrócił. Jej głos zabrzmiał dziwnie obco.
Tak?
Mam jeszcze jedną sprawę – rzekła, próbując powstrzymać drżenie rąk. – Czy mogę przyjść po uczcie do pana gabinetu?
Mam nadzieję, że nie jest to sprawa życia i śmierci, bo będzie musiała poczekać do jutra – oznajmił, a jedna ze Ślizgonek zaśmiała się krótko.
Laura poczuła się tak, jakby dostała obuchem w głowę. Z trudem ugryzła się w język. Obrzuciła swojego brata nienawistnym spojrzeniem, jednak tamten najwyraźniej nie zamierzał zmienić zdania.
W razie czego poproś o pomoc prefektów – dodał szorstko, po czym oddalił się w stronę stołu przeznaczonego dla nauczycieli.
Laura skrzyżowała ręce na piersiach i usiadła przy stole. Dopiero po jakiś dwóch minutach zdała sobie sprawę, że większość Ślizgonów przygląda jej się z zainteresowaniem.
Nie przejmuj się Snape'em – powiedziała najbliżej siedząca dziewczyna.
Była niska i dosyć pulchna. Miała jasne włosy ścięte w modną, krótką fryzurę. Według Laury wglądała jak arystokratka, która za wszelką cenę chce złamać wszelkie stereotypy. Panna Prince dostrzegła, że pod jej odznaką widnieje plakietka, według której nazywała się Miranda Sommelier.
Wydaje się być wredny, ale tak naprawdę jest spoko – kontynuowała. – Przynajmniej dla Ślizgonów. Nigdy nie odejmuje nam punktów...
Laura podniosła brwi w zadumie. Słowa blondynki były tak idiotyczne, że zaczynały ją bawić.
A potem zaczęła się uczta powitalna...
* * *
Laura nie posłuchała. Bez problemu zdobyła informacje, gdzie znajduje się gabinet Severusa i ruszyła tam jakieś piętnaście minut po tym, jak jej brat zaczął oddalać się z Wielkiej Sali. Nie zamierzała czekać. Za wszelką cenę, chciała dać mu do zrozumienia, że nie zamierza się go bać i robić wszystkiego tak, jak on chce.
Gabinet mieścił się w lochach. Zresztą taka samo jak Pokój Wspólny, co w ogóle nie odpowiadało Laurze. Dziewczyna zastanawiała się, co za idiota to wymyślił. Skoro do Slytherinu trafiali głównie uczniowie z arystokratycznych, wielkich rodów czarodziejów, to dlaczego musieli siedzieć w obskurnych, zamkowych podziemiach?
Pannie Prince bez problemu odnalazła odpowiednie drzwi i zapukała głośno.
Odpowiedziała jej cisza, która przepełniła cały, ciemny korytarz. Zapukała ponownie, a kiedy znów nie usłyszała odpowiedzi po prostu nacisnęła klamkę.
W środku panował dziwny półmrok.
To ja – powiedziała Laura bardziej do siebie. – Jesteś?
Odpowiedziała jej cisza.
Dziewczyna bez zastanowienia wyciągnęła różdżkę. Lumos – mruknęła pod nosem, a potem rozświetliła pomieszczenie.
Był to niezbyt duży gabinet w kształcie prostokąta. Na samym środku stało solidne biurko i dwa krzesła po obydwu jego stronach. Na zachodniej ścianie znajdowała się półka zapełniona książkami, natomiast na wschodniej lekko uchylone drzwi, które według Laury musiały prowadzić do jakiegoś schowka na składniki do eliksirów lub do prywatnych komnat Snape'a.
Dziewczyna nie miała pojęcia, ale spodziewała się, że właśnie tam znajdzie swojego brata.
Już chciała zawołać go głośniej, aby nie posądził jej o myszkowanie, ale wtedy zauważyła, że na biurku stoi dziwne naczynie. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że jest to kamienna misa.
Laura się zawahała, a potem nachyliła się nad naczyniem. Wewnątrz znajdowała się fantazyjna substancja. Nie była ona ani płynna, ani gazowa. Promieniował z niej dziwny, srebrzysty blask. Preparat poruszał się nieustannie, jego powierzchnia marszczyła się jak tafla wody poruszana przez wiatr, a potem rozdzielała się i kłębiła jak obłoki.
Dziewczyna domyśliła się z czym ma do czynienia, ale pomimo tego zapragnęła dotknąć substancji.
Nachyliła się jeszcze bardziej, a zamiast kamiennego dnia dostrzegła znajomą, pogrążoną w mroku ulicę i... swojego ojca.
Serce zabiło jej szybciej, a potem nie myśląc zbyt wiele zanurzyła głowę we wspomnieniach swojego brata.

Obserwatorzy

Grafika mojego autorstwa.
Teksty na szablonie i belce pochodzi z piosenek A. Lipnickiej.

http://3.bp.blogspot.com/-SveOoEcxFhE/UYOIBzXKgUI/AAAAAAAAEVc/kxocgw-S32c/s270/button3.gif