No
i mam to, o czym marzyłam! Mam nadzieję, że nadal Was nie zawodzę
i piszę o tym, o czym chcecie czytać. Ściskam!
PS:
W tym rozdziale mogą pojawić się większe niezgodności z kanonem.
W
Hogwarcie
Dopiero w pociągu do Hogwartu,
Laurze udzieliła się panika. Zaczęła nawet okropnie żałować,
że nie została przydzielona do Gryffindoru. Tam przynajmniej
miałaby już jakiś start, szczególnie że przez wakacje siłą
rzeczy nawiązała jakiś kontakt z Hermioną, Ginny czy Harrym. A
tak? W Slytherinie czekali na nią nowi ludzie, a z relacji Freda i
George'a wynikało, że nie należeli oni do najsympatyczniejszych.
Laura starała się nie
szufladkować ludzi, ale zdawała sobie sprawę, że robi to
całkowicie bezwiednie.
Pociąg mknął przez pola i
lasy, oświetlone promieniami wrześniowego słońca. Laura była
sama w przedziale. Oddaliła się od Weasleyów już na peronie,
kiedy poczuła dziwny uścisk w sercu. Myślała, że będzie twarda,
ale kiedy widziała jak rodzice mocno przytulają swoje dzieci,
całując je na pożegnanie i dając ostatnie rady dotyczące ich
zachowania, poczuła w gardle niewygodną gule.
I wtedy uświadomiła sobie, że
ona tak naprawdę jest sierotą, mającą tylko starszego brata,
który nie do końca przejmował się jej życiem.
Od czasu, jak zabrał ją do
Dumbledore'a nie pojawił się w Norze ani razu. Pod koniec wakacji
wysłał jej tylko list z krótkimi wskazówkami dotyczącymi szkoły
i pieniędzmi, za które miała kupić potrzebne książki, szaty i
inne bibeloty, których jej brakowało.
Laura czuła, że narastająca
frustracja nie jest dobrym doradcą. Próbowała się zdrzemnąć,
ale nic z tego nie wyszło. Równy rytm pociągu denerwował ją
jeszcze bardziej. Serce zaczęło jej przyspieszać, jakby chciało
wyskoczyć z piersi. Przeklęła pod nosem.
Może i w poprzedniej szkole
nie miała wielkich przyjaciół, ale zawsze znalazł się ktoś, z
kim mogła porozmawiać. A teraz była w kropce.
Wstała z miejsca i otworzyła
okno. Poczuła, jak do przedziału wpadł ostry wiatr, zagłuszający
jej myśli. W pierwszej chwili miała ochotę tak stać, aż nie
urwie jej głowy.
I może właśnie przez ten
ogromny hałas, Laura nie usłyszała, że ktoś wszedł do jej
przedziału i klepnął ją w ramie. Dziewczyna podskoczyła jak
poparzona, odwracając się tak gwałtownie, że omal się nie
przewróciła.
Stała przed nią niska
dziewczyna, której jasne włosy sięgały niemal pasa. Była blada i
miała dość charakterystyczną twarz. Wysoko osadzone kości
policzkowe i duże, niemal wyłupiaste, niebieskie oczy, które
śledziły każdy ruch Laury. Do tego malutki, wąziutki nos i
spiczasty podbródek.
Dziewczyna nie miała na sobie
szaty i godła swojego domu, zamiast tego ubrana była w grube,
zielone rajstopy w grochy i szarą suknię zakończoną śmieszną
falbaną. Jej biżuteria również budziła kontrowersje. Naszyjnik z
kapsli brzęczał przy każdym jej ruchu, natomiast w uszach miała
kolczyki w kształcie rzodkiewek.
– Cześć – przywitała
się, a Laura miała wrażenie, że jej głos dochodził z oddali. –
Masz ochotę poczytać Żonglera?
W tym momencie dziewczyna
wyciągnęła z torby gazetę z kolorową, mało zachęcającą
okładką. Przez ułamek sekundy panna Prince zaczęła się
zastanawiać, czy handel obwoźny na pewno jest dozwolony w pociągu
i czy nie ma na to żadnego paragrafu.
– Nie, dziękuję –
stwierdziła, siląc się na naturalny ton.
– Szkoda. Tatuś napisał
bardzo ciekawy artykuł na temat eliksiru gapikowego.
– Czego? – zapytała Laura
i bardzo szybko tego pożałowała. – Nie ma takiego eliksiru.
– Oczywiście, że jest! –
dziewczyna jednak nie poczuła się urażona. – Mogę ci o nim
opowie...
– Nie – przerwała jej
panna Prince. – Jestem wzrokowcem. Lepiej jak sobie poczytam. Ile
chcesz za tę gazetę?
Twarz dziewczyny się
rozpromieniła. Dokonały szybkiego utargu i podziękowały sobie
wzajemnie. Kiedy drzwi od przedziału się zamknęły, Laura zaczęła
żałować, że znów została całkiem sama. Otworzyła Żonglera,
ale po pierwszej stronie tych bzdur szybko dała sobie spokój.
* * *
Pociąg zatrzymał się na
peronie, kiedy było już zupełnie ciemno. Laura wyszła z niego
popychana przez rozentuzjazmowany tłum uczniów. Według instrukcji
Severusa, powinna dojechać do szkoły razem z innymi w powozie,
tylko że od razu pojawiły się pierwsze problemy.
Na peronie stał mężczyzna.
Ogromny na ponad dwa metry z długimi, skołtunionymi włosami i
równie długą brodą. W dodatku ubrany był w długi płaszcz
wykończony zwierzęcym futrem, który według Laury mógł pomieścić
w kieszeniach więcej niż było potrzebne.
Facet trzymał w ręce dość
dużą latarnię i nawoływał pierwszoroczniaków. Wystawał ponad
uczniami i mógł bez problemu ich wszystkich rozpoznać. Co chwilę
witał się z kimś po imieniu. Aż w pewnym momencie jego wzrok padł
na Laurę i dziewczyna poczuła, że uginają się pod nią kolana.
– Aha! – krzyknął. –
Ciebie też jeszcze nie widziałem.
I nagle wszyscy się
zatrzymali, a panna Prince miała wrażenie, że setki par oczu
spojrzały w jej kierunku. Jakiś niski chłopiec, stojący obok
pisnął głośno i odskoczył w bok, jakby myślał, że Laura
próbowała się przemycić do Hogwartu i powinien się jej bać. W
jednej chwili powstało zamieszanie.
– Spokojnie – zagrzmiał
głos olbrzyma. – A ty, podejdź tu do mnie.
I Laura nie miała innego
wyboru, jak przepchnąć się przez tłum szepczących uczniów i
stanąć obok przerażającego faceta. Kiedy zadarła wysoko głowę
uświadomiła sobie, że to, co na początku wydawało jej się
grymasem było najzwyklejszym, szczerym uśmiechem.
– Cholibka, dlaczego jesteś
taka przerażona? – zapytał, a Laura uświadomiła siebie, że
musiała mieć naprawdę głupią minę. – Przekonasz się, że
Hogwart jest świetnym miejscem. Pirszoroczni, mówiłem, że macie
stanąć koło mnie!
– Tak, ale... – zaczęła,
starając się dobrać odpowiednio słowa. – Czy ja mogę już iść?
Mam swój przydział – dodała, wskazując godło na piersi.
– Tak, tak... rozmawiałem z
panem psorem, który chciał, abym pokazał ci Hogwart tak samo, jak
pirwszorocznym.
– Z Severusem? – dopytywała
się, siląc na normalny ton.
– Tak – przytaknął
olbrzym. – A teraz chodźmy, od przystani dzieli nas ładny kawałek
drogi.
– Przystani? – dało się
usłyszeć niepewne pomruki młodszych czarodziei.
Olbrzym poprowadził ich wąską
ścieżką, otoczoną niewysokimi krzakami, która skończyła się
na krawędzi ogromnego jeziora. Laurze udało się dostrzec w
ciemności zarys kilkunastu, niewielkich, drewnianych łódek.
– Wsiadajcie szybko! –
krzyknął mężczyzna. – Tylko nie więcej niż czterech do jednej
łodzi. – Ty – tu wskazał na Laurę – chodź ze mną.
Dziewczyna sama nie wiedziała,
czy powinna się cieszyć z takiego obrotu spraw. Niezbyt uśmiechała
jej się podróż z jedenastolatkami, nawet jeśli miała wrażenie,
że jest bardziej zdenerwowana od nich. Jednak problem polegał na
tym, że już wyróżniała się z tłumu, a kiedy zajęła łódką
razem z rosłym mężczyzną, nikt nie miał wątpliwości, że coś
jest nie tak.
Łodzie sunęły po spokojnej
tafli jeziora. Były zaczarowane, nikt nie musiał wiosłować.
Dziewczyna czuła, że woda ją uspakaja. Laura nachyliła się i
zamoczyła dłoń. Woda była chłodna, a przy tym przyjaźnie
orzeźwiająca.
– Uważaj – ostrzegł ją
olbrzym. – W zeszłym roku jeden chłopak wypadł. Nieźle się
wystraszył, kiedy dowiedział się, że żyje tu wielka kałamarnica.
– Nie wypadnę – uspokoiła
go dziewczyna.
Pierwszoroczni zachwycali się
Hogwartem, który rysował się na tle granatowego nieba. W
pojedynczych okienkach paliło się światło, kontrastujące z
panującą ciemnością.
– To sekret? – powtórzyła.
– Nie, chyba nie. Nie będę tego rozgłaszać, ale jak ktoś mnie
zapyta, to powiem prawdę.
Mężczyzna podrapał się po
brodzie.
– Uważa pan, że to zły
pomysł? – spytała, kiedy łodzie zaczęły przybijać do brzegu.
– Jaki tam pan... Dla
wszystkich tutaj jestem po prostu Hagrid.
Laura uśmiechnęła się
szczerze, a potem zagapiła na jednego z pierwszorocznych, który
wychodząc z łódki, poślizgnął się na błocie i upadł z
głośnym plasknięciem.
– Ty tam, w porząsiu? –
zapytał Hagrid, próbując przygłuszyć śmiech pozostałych.
– W takim razie, uważasz
Hagridzie, że to zły pomysł? – zapytała raz jeszcze Laura. –
Owszem, on też uważa, że nie powinnam, ale ja nie zamierzam kłamać
jak ktoś zapyta mnie wprost. Poza tym Harry, Hermiona, Ginny i Ron
znają prawdę.
– Moim zdaniem u nich ta
tajemnica jest bezpieczna.
– Możliwe, ale rozmawiałam
z profesorem Dumbledore'em i on również nie powiedział mi, że
jest to jakiś wielki sekret. Według mnie, nikogo to nie obchodzi.
Grupa, z Hagridem na czele,
wspięła się po wąskich, kamiennych stopniach. Po chwili znaleźli
się na rozległych błoniach, które Laura miała już okazję
zobaczyć.
– Pewnie jesteś niezła w
eliksirach – stwierdził olbrzym, nie wracając do poprzedniego
tematu.
Dziewczyna westchnęła głośno.
– Ile jeszcze osób mnie o to
zapyta? – jęknęła. – Lubię eliksiry, ale nie do przesady.
– I pewnie żałujesz, że
twój brat nie będzie ich uczyć.
– Słucham?
Dziewczyna przystanęła, a
jakaś niska blondynka weszła w jej plecy. Laura nie zamierzała
zareagować, kiedy tamta tarła czoło, którym zderzyła się z
kręgosłupem dziewczyny.
– O cholibka, nie wiedziałaś
o tym? – odpowiedział pytaniem na pytanie Hagrid. – Twój brat
będzie w tym roku uczyć obrony przed czarną magią, natomiast
nowym nauczycielem będzie profesor Slughorn, który zgodził się
wrócić z zasłużonej emerytury.
Laura przymknęła powieki.
Nawet jeśli czuła jakikolwiek, maleńki entuzjazm, teraz wszystko z
niej uciekło. Wydawało jej się, że ma jakieś znaczenie dla
Severusa, niestety... właśnie przekonała się, że miał ją w
głębokim poważaniu i prawdopodobnie przez ostatnie dziewięć lat
kompletnie zapomniał o jej istnieniu.
– Hej – sprowadził ją na
ziemię głos Hagrida. – Nie martw się. Wpadnij do mojej chatki
przy Zakazanym Lesie jeszcze w tym tygodniu, napijemy się herbaty.
Panna Prince przytaknęła,
choć w jej geście wyraźnie brakowało entuzjazmu.
Wrota prowadzące do Hogwartu
otworzyły się przed nimi, ale na Laurze nie zrobiły najmniejszego
wrażenia. Słyszała podniecone szepty pierwszoroczniaków. Widziała
ich otwarte szeroko buzie i oczy, które chciały dostrzec jak
najwięcej szczegółów związanych z zamkiem.
W pewnym momencie wszyscy się
zatrzymali. Laura dopiero po chwili dostrzegła starszą kobietę w
seledynowej tiarze. Kilka pasem siwych włosów wystawało spod jej
tiary. Spoglądała na uczniów srogim wzrokiem. Łatwo można było
się zorientować, że na zajęciach nie będzie z nią łatwo.
– Przyprowadziłem
pirwszorocznych – oświadczył Hagrid.
– Dziękuję, możesz już
iść do Wielkiej Sali – odezwała się kobieta, po czym spojrzała
na Laurę. – Ty również.
Dziewczyna kiwnęła tylko
głową, nie będąc w stanie nic powiedzieć.
Olbrzym poprowadził ją do
kolejnych drzwi, za którymi mieściła się ogromna komnata. W
środku stały cztery, długie stoły przy których siedzieli
uczniowie różnych domów. Laura zauważyła, że wszyscy z
entuzjazmem opowiadają o minionych wakacjach. Wnętrze oświetlało
tysiące lewitujących, zapalonych świec. Dziewczyna podniosła
głowę, aby lepiej przyjrzeć się sufitowi. Na początku myślała,
że widnieje na nim zwyczajne malowidło, dopiero po chwili zdała
sobie sprawę, że jest on zaczarowany i ukazuje niebo, które
aktualnie widnieje nad szkołą.
Hagrid pokazał Laurze, który
stół należy do Ślizgonów, a potem oddalił się do tego,
przeznaczonego dla nauczycieli.
Dziewczyna próbowała
powstrzymać drżenie nóg. Pomyślała, że najważniejsze jest
pierwsze wrażenie, a potem dostrzegła kto stoi obok starszych
uczniów.
Severus Snape dostrzegł ją
zanim zdążyła rozważyć plan ucieczki. Miał na sobie czarną
szatę, spod której wystawał fragment białego kołnierzyka.
Dziewczyna była pewna, że od ich ostatniego spotkania ubyło mu
kolejnych kilogramów.
– O wilku mowa – rzekł,
siląc się na swój ulubiony, oschły ton głosu. – To jest
właśnie panna Laura Prince. Zostawiam was teraz i macie się
zachowywać w trakcie wystąpienia Dyrektora, nie chcę słyszeć
żadnych komentarzy dobiegających z tego stołu, jasne? – dodał.
Laura zauważyła, że jego
podopieczni faktycznie czują respekt i darzą go szacunkiem.
Przypomniała sobie słowa Ginny: Snape faworyzuje Ślizgonów.
Panna Prince nie była pewna, czy to prawda, ale wierzyła, że
niedługo się o tym przekona.
– Panie profesorze? –
powiedziała, kiedy mężczyzna niemal się odwrócił. Jej głos
zabrzmiał dziwnie obco.
– Tak?
– Mam jeszcze jedną sprawę
– rzekła, próbując powstrzymać drżenie rąk. – Czy mogę
przyjść po uczcie do pana gabinetu?
– Mam nadzieję, że nie jest
to sprawa życia i śmierci, bo będzie musiała poczekać do jutra –
oznajmił, a jedna ze Ślizgonek zaśmiała się krótko.
Laura poczuła się tak, jakby
dostała obuchem w głowę. Z trudem ugryzła się w język.
Obrzuciła swojego brata nienawistnym spojrzeniem, jednak tamten
najwyraźniej nie zamierzał zmienić zdania.
– W razie czego poproś o
pomoc prefektów – dodał szorstko, po czym oddalił się w stronę
stołu przeznaczonego dla nauczycieli.
Laura skrzyżowała ręce na
piersiach i usiadła przy stole. Dopiero po jakiś dwóch minutach
zdała sobie sprawę, że większość Ślizgonów przygląda jej się
z zainteresowaniem.
– Nie przejmuj się Snape'em
– powiedziała najbliżej siedząca dziewczyna.
Była niska i dosyć pulchna.
Miała jasne włosy ścięte w modną, krótką fryzurę. Według
Laury wglądała jak arystokratka, która za wszelką cenę chce
złamać wszelkie stereotypy. Panna Prince dostrzegła, że pod jej
odznaką widnieje plakietka, według której nazywała się Miranda
Sommelier.
– Wydaje się być wredny,
ale tak naprawdę jest spoko – kontynuowała. – Przynajmniej dla
Ślizgonów. Nigdy nie odejmuje nam punktów...
Laura podniosła brwi w
zadumie. Słowa blondynki były tak idiotyczne, że zaczynały ją
bawić.
A potem zaczęła się uczta
powitalna...
* * *
Laura nie posłuchała. Bez
problemu zdobyła informacje, gdzie znajduje się gabinet Severusa i
ruszyła tam jakieś piętnaście minut po tym, jak jej brat zaczął
oddalać się z Wielkiej Sali. Nie zamierzała czekać. Za wszelką
cenę, chciała dać mu do zrozumienia, że nie zamierza się go bać
i robić wszystkiego tak, jak on chce.
Gabinet mieścił się w
lochach. Zresztą taka samo jak Pokój Wspólny, co w ogóle nie
odpowiadało Laurze. Dziewczyna zastanawiała się, co za idiota to
wymyślił. Skoro do Slytherinu trafiali głównie uczniowie z
arystokratycznych, wielkich rodów czarodziejów, to dlaczego musieli
siedzieć w obskurnych, zamkowych podziemiach?
Pannie Prince bez problemu
odnalazła odpowiednie drzwi i zapukała głośno.
Odpowiedziała jej cisza, która
przepełniła cały, ciemny korytarz. Zapukała ponownie, a kiedy
znów nie usłyszała odpowiedzi po prostu nacisnęła klamkę.
W środku panował dziwny
półmrok.
– To ja – powiedziała
Laura bardziej do siebie. – Jesteś?
Odpowiedziała jej cisza.
Dziewczyna bez zastanowienia
wyciągnęła różdżkę. Lumos – mruknęła pod nosem, a
potem rozświetliła pomieszczenie.
Był to niezbyt duży gabinet w
kształcie prostokąta. Na samym środku stało solidne biurko i dwa
krzesła po obydwu jego stronach. Na zachodniej ścianie znajdowała
się półka zapełniona książkami, natomiast na wschodniej lekko
uchylone drzwi, które według Laury musiały prowadzić do jakiegoś
schowka na składniki do eliksirów lub do prywatnych komnat Snape'a.
Dziewczyna nie miała pojęcia,
ale spodziewała się, że właśnie tam znajdzie swojego brata.
Już chciała zawołać go
głośniej, aby nie posądził jej o myszkowanie, ale wtedy
zauważyła, że na biurku stoi dziwne naczynie. Dopiero po chwili
zdała sobie sprawę, że jest to kamienna misa.
Laura się zawahała, a potem
nachyliła się nad naczyniem. Wewnątrz znajdowała się fantazyjna
substancja. Nie była ona ani płynna, ani gazowa. Promieniował z
niej dziwny, srebrzysty blask. Preparat poruszał się nieustannie,
jego powierzchnia marszczyła się jak tafla wody poruszana przez
wiatr, a potem rozdzielała się i kłębiła jak obłoki.
Dziewczyna domyśliła się z
czym ma do czynienia, ale pomimo tego zapragnęła dotknąć
substancji.
Nachyliła się jeszcze
bardziej, a zamiast kamiennego dnia dostrzegła znajomą, pogrążoną
w mroku ulicę i... swojego ojca.
Serce zabiło jej szybciej, a
potem nie myśląc zbyt wiele zanurzyła głowę we wspomnieniach
swojego brata.